Confess Colleen Hoover
to jedna z najlepszych powieści autorki, która podbiła serca
czytelniczek na całym świecie. Szturmem wtargnęła na polski
rynek wydawniczy w maju 2017 roku, czyli całkiem niedawno, nakładem
wydawnictwa Otwartego. W tym samym czasie miała miejsce premiera
serialu, nazwanego przeze mnie „siedmioodcinkowym filmem”, na
podstawie powieści. Cóż, adaptacja nie zdobyła tak dużego
rozgłosu, jak się wcześniej na to zapowiadało. Czy serial Jamiego Burke'a idzie w parze z książką Colleen Hoover?
Zapraszam na pierwsze takie
porównanie na blogu. I mam nadzieję, że nie ostatnie. :)
Owen Gentry jest zawziętym
artystą niestrudzenie dążącym do osiągnięcia sukcesu. Ma za
sobą bolesną przeszłość, choć bywa, że jest ona dla niego inspiracją. Cały sens jego dzieł pochodzi jednak z wyznań, które
na karteczkach anonimowi ludzie wrzucają do studia.
Auburn jest dziewczyną z
równie bolesnymi doświadczeniami. Jej ukochany zmarł, gdy oboje
mieli po piętnaście lat, od czego zaczyna się książka, jak i serial, a teraz potrzebuje pieniędzy na odbudowanie swojego życia.
Przeznaczenie zaprowadza ją pod same drzwi studia Wyznanie, gdzie z
góry dostaje pracę. Auburn nie miała zamiaru zakochiwać się w
Owenie. Lecz gdy już się tak stało, dowiaduje się, że malarz
ukrywał przed nią coś, co może na zawsze odebrać jej to, co było
dla niej najważniejsze.
I, jak możemy wyczytać na
początku książki, wszystkie wyznania wymienione w fabule są
prawdziwe. Żeby tego było mało, w połowie każdego egzemplarza
czytelnicy otrzymali mały smaczek w postaci zdjęć obrazów Owena.
Co lepiej, wszystkie odzwierciedlili w serialu.
♡♡♡
Adaptacje dzielę na dwa
gatunki: te uogólnione, które skupiają się na dotrzymaniu
wierności względem książki (faktycznie tak jest), lecz
zapominają o szczegółach, uzupełniając film/serial własnymi
pomysłami, oraz na te trzymające się szczegółów i całkowicie
pomijające ogół oraz fundament, na jakim dana historia została
zbudowana (w skrócie: nie trzymająca się pierwowzoru, chyba że
przy detalach). Osobiście jestem zwolenniczką grupy pierwszej. A
dlaczego o tym mówię? Ponieważ Confess plasuje się do
adaptacji uogólnionych, co znacznie przypominało wydarzenia z
książki, w dodatku mogę przyznać, iż podobało mi się to.
Jest jednak jakieś „ale”.
Dla książkoholika żaden film czy serial na podstawie książki
nigdy nie będzie idealnym jej odzwierciedleniem. Przynajmniej ja
takiego nie znalazłam. Confess również nie zaliczyłabym do
tego grona, aczkolwiek muszę przyznać, że jako adaptacja w
porównaniu z innymi wypadła dobrze. Jej twórcy z dokładnością
przenieśli fabułę powieści na ekran, a akcja przez te siedem
odcinków szła sprawnie. Oczywiście, czułam niedosyt. Zbyt mało
szczegółów, mnóstwo różnic w detalach, a niektóre mogłabym
rzec, były niedopracowane, niedociągnięte do końca. Serial sam w
sobie uważam za dość przeciętny i tak naprawdę nie wyróżniał
się niczym wyjątkowym. Co innego książka, która raczej podobnych
sobie nie ma.
Pokochałam tę historię już na samym początku. Jak między stronami uznałam jej wstęp za
wzruszający, tak na adaptacji poleciały łzy. Potem coraz bardziej
zaczęłam się wdrążać i utożsamiać się z bohaterami. Owena od
początku miałam za przystojnego, bystrego chłopaka z bagażem
doświadczeń, z których nie jeden raz wyniósł porządną lekcję.
Odgrywający jego postać Ryan Cooper bardzo przypadł mi do gustu.
Wpasował się w Owena tak, że za każdym razem, widząc go na
ekranie, uśmiech sam kwitł mi na ustach. Choć trochę, tak
troszeczkę, z wyglądu przypominał mi Jamiego Dornana, to nie miało
to wpływu na fabułę, a aktor, tak jak już mówiłam, poradził
sobie z wyzwaniem bardzo dobrze.
Co innego mogę powiedzieć o
Auburn, która wkurzała mnie niemiłosiernie swoją nieporadnością
życiową. Okej, rozumiem, znalazła się w dość trudnej sytuacji,
ale żeby być jak piesek na smyczy swojej niedoszłej teściowej i
brata swojego zmarłego ukochanego? Żeby dać się szantażować,
manipulować i pomiatać? Za każdym razem dawała im z tego
satysfakcję, pozwalając się tak traktować. W pewnym momencie miałam wrażenie, że bohaterka znalazła się w sytuacji bez
wyjścia. Po drodze jednak za każdym razem skręcała na złe ścieżki, więc już wcześniej wiedziałam, że dobrze nie może się to skończyć. Czasami chciałam potrząsnąć Auburn porządnie i krzyknąć jej
prosto w twarz: „co ty wyprawiasz?! Ogarnij się, dziewczyno!”.
Katie Leclerc, podobnie jak Ryan, została doskonale dopasowana do
roli. Na początku byłam dość sceptycznie nastawiona, jednak po
pierwszym odcinku szybko doszłam do wniosku, że niepotrzebnie.
Bardzo mi się podobało
wiarygodne odzwierciedlenie wstępu z książki oraz zakończenia. To
były bardzo kluczowe sceny. Bałam się więc, że twórcy mogliby
je w jakiś sposób zniekształcić, jednak ku mojemu pozytywnemu
zaskoczeniu, pokazali to kropka w kropkę, czyli tak, jak być
powinno. Przez to fabuła nie straciła na swej wyjątkowości i
uroku.
Podsumowując, Confess jest cudowną historią, która bez większych strat została
przeniesiona na małe ekrany w postaci przeciętnego, krótkiego serialu. Adaptacja była dla
mnie smaczną wisienką na torcie po zakończeniu czytania książki Colleen Hoover.
Jeśli czegoś nie
uwzględniłam lub macie do mnie pytania, piszcie w komentarzach. Z
przyjemnością odpowiem na wszystko.
Czy plakaty promujące serial nie są cudowne? ^^
Czy plakaty promujące serial nie są cudowne? ^^
Tyle ode mnie.
alexaandra_claire
OdpowiedzUsuńشركة تمديد الغاز بالخبر
شركة انشاء نوافير المياه بالقطيف
شركة رش حدائق بالخبر
شركة تسليك مجارى بالجبيل
شركة كشف تسربات المياه بخميس مشيط