niedziela, 25 czerwca 2017

[RECENZJA] "Czerwona Królowa" Victoria Aveyard

  O tej książce długo przed polską premierą było już głośno. Wszyscy czekali, aż będą mogli zagłębić się w jej historię. Nic dziwnego – piękna okładka, ciekawy opis, ogromna promocja potrafią wiele zdziałać. Gdy się doczekali, nie mogli wyjść z zachwytu. 
  O ”Czerwonej Królowej” słyszało się wiele pochlebnych opinii. Dlatego też sama 
postanowiłam się przekonać, czy faktycznie jest tak dobra, jak o o niej mówią. Nie wiem, czy przez to, że miałam wobec tej książki zbyt wysokie wymagania, czy chodziło o coś zupełnie innego, ale pierwszy raz tak bardzo wkurzyłam się na jakąkolwiek pozycję i samą autorkę. Co wywołało u mnie tak negatywne odczucia? Dlaczego? O tym w recenzji. Radzę jednak usiąść wygodnie w fotelu z kubkiem parującej herbaty w ręce, bo jest ona dość długa. ;)

Autor: Victoria Aveyard

Tytuł polski: "Czerwona Królowa"

Tytuł oryginału: "The Red Queen"

Wydawnictwo: Otwarte/Moondrive

Liczba stron: 488

Rok wydania: 2015

  Mare Barrow jest nastoletnią złodziejką żyjącą w Norcie. W państwie tym panuje dziwny ustrój polityczny, w którym społeczeństwo podzielone jest na Czerwonych oraz Srebrnych. Nie bez powodu. Srebrni (bo posiadają srebrny kolor krwi) są nowym gatunkiem ludzi posiadających nadprzyrodzone umiejętności. Mają bogactwo oraz władzę. Czerwoni natomiast to ci gorsi, biedniejsi, pracujący dla Srebrnych, których życie jest całkowicie ograniczone i można powiedzieć, że zależne od siły wyższej.

  Główna bohaterka czeka na pobór do wojska, ponieważ nie ma zawodu, swojego mentora, ani pracy. Jest jednak gotowa i zaakceptowała swój los. Czekając na swoje urodziny,wraz z najlepszym przyjacielem Kilornem, kradną, by rodzina Mare nie głodowała.
Pewnego wieczoru zostaje jednak przyłapana, co przewraca jej życie o sto osiemdziesiąt stopni. Zostaje wysłana na królewski dwór, gdzie zaczyna pracę jako służąca. Zaznaje tam życia, o jakim nie śmiała myśleć, a brudne sekrety, spiski i kłamstwa zawiązane między arystokracją wciągają Mare w ten świat coraz głębiej i jednocześnie odkrywają prawdę o niej samej.
Czy Mare Barrow jest na pewno taką Czerwoną, jaką sądziła, że jest? Co skrywają mury pałacu? Kto tak naprawdę odgrywa rolę czarnego charakteru? Przecież tam każdy może zdradzić każdego.


♡♡♡

  Zacznę od tego, że Victoria Aveyard stworzyła typową dystopię. Nic nowego, wykraczającego poza schemat, nie wlała w swoją historię. Ruchy bohaterów były przewidywalne, akcja szła wolno, bez żadnego tempa, powodując, że z każdą kolejną stroną fabuła stawała się coraz bardziej nużąca. Gdzie jest ten element zaskoczenia? Gdzie to obiecane wow, gdzie emocje? Prawda jest taka, że moje serce nie zabiło z wrażenia ani razu podczas czytania. Z tego, co się dowiedziałam, „Czerwona Królowa” jest debiutem autorki, więc to jeszcze byłam w stanie wybaczyć, bo sama piszę i wiem, jak trudno budować napięcie w książce.

  Jednak nie potrafiłam zdzierżyć potwornie irytujących postaci. Żadnego nie dałam rady polubić, mimo wszelkich starań. Oprócz tego autorka nie nadała im konkretnego charakteru, nie określiła go. Wszyscy w tej książce zostali potraktowani powierzchownie i nijako. Większości bohaterów pobocznych nie pamiętam i nie potrafiłabym wymienić wielu, bo nie rzucali się w oczy, żaden się nie wyróżnił. Nawet Mare, która moim zdaniem powinna stać na czele stawki i być gwiazdą całej książki, a faktem jest, że zginęła w tłumie Srebrnych, jak i Czerwonych. Naprawdę wybrano ją na twarz rebelii? No błagam, który bohater był na tyle bezmyślny? Gdybym to ja miała wybierać taką osobę, za żadne skarby nie byłaby nią Mare. Przecież ta dziewczyna wykazała się jedynie głupotą, dziecinnością oraz zarozumialstwem, pokazując jedynie, jak bardzo jest denerwująca. Ale cóż... w końcu to główna postać. Musi być tą jedyną, tą najlepszą, choć w ogóle ona i te dwie cechy nie idą ze sobą w parze. Coś tutaj się nie zgadza, czyż nie? 

  Przejdźmy do najsłabszego punktu tej książki. To on sprawił, że miałam ochotę wyrzucić ją do śmietnika i powiedzieć „nie mogę na to patrzeć”. Przez całe czterysta stron każda akcja „podwyższonego napięcia” została spłaszczona. Szczególnie końcówka. Nosz cholera! Jak można było ją tak zepsuć?! Przez trzy rozdziały, ostatnie rozdziały, czytałam same flaki z olejem. Nie poczułam nawet najmniejszego dreszczyku emocji ani szybszego bicia serca. To było dopiero lanie wody. Co z tego, że toczyła się bitwa o śmierć i życie? Co z tego, że ten lub inny bohater mógł zginąć czy nie? W tamtym momencie pragnęłam tylko przebrnąć przez tę mordęgę i skończyć książkę. We wcześniejszych fragmentach grozy działo się podobnie. Nie miałam potrzeby, by chłonąć kartki jak najszybciej, żeby przejść dalej i dowiedzieć się, co się wydarzy. Byłam zdolna do przerwania czytania w połowie rozdziału, bo się nudziłam. Tutaj postawiłam ogromny minus na powieści Victorii Aveyard.

  No i ostatnie z długiej listy minusów. Wątek miłosny... Okej, uwielbiam romanse, miłości w książkach, jestem duszą romantyczki, ale, obserwując ciąg (bo nie powiem rozwój) relacji Maven-Mare, Cal-Mare, Kilorn-Mare krzywiłam się z niesmakiem i dodatkowo kręciłam głową z politowaniem podczas czytania. Nie dość, że ten czworokąt jest pchany na siłę, bo oczywiście w głównej bohaterce, jak w typowych dystopiach bywa, muszą się podkochiwać wszystkie osobniki płci przeciwnej, to jeszcze koniecznością jest, by ona miała dylemat, którego woli i którego kocha bardziej. Niczego banalniejszego i dziecinniejszego autorka do tej książki nie mogła wymyślić. Gdyby to jeszcze pasowało do fabuły, czy chociaż znikomej akcji...
  
  Żeby Was aż tak bardzo nie zniechęcić do „Czerwonej Królowej”, powiem teraz o plusach, bo są. Nie myślcie, że jeśli kilka aspektów, choć bardzo ważnych apektów, mi się nie podobało, nie znaczy, że książkę uważam za porażkę. Tak szczerze, znajdą się gorsze pozycje niż ta, o wiele.
Bardzo duży nacisk autorka położyła na opisach i ich dokładności. Niektórzy uznaliby to za minus, ponieważ zamiast skupić się na rozoju akcji oraz dopięciu historii, Victoria Aveyard postanowiła dopieścić monologi. Z jednej strony jest to błędem, bo fabuła jest niedopracowana, na czym cierpi, ale z drugiej strony autorka ma fenomenalny styl pisania wyróżniający się na tle innych. Dzięki temu, że go w pełni wykorzystała, nadała swojej książce charakteru i uroku. Wykreowała i opisała świat fantastycznie. Cały ten brud toczącej się wojny, państwo spowite mrokiem, rzeź, litry zmarnowanej ludzkiej krwi Czerwonych, walka o przeżycie... coś niesamowitego. Ten pozytyw stawia książkę w nieco lepszym świetle, dzięki czemu ma ona czym się bronić.

  Urzekł mnie też sposób, w jaki autorka ujęła arystokrację. Z zewnątrz pokazała ją jako ten idealny wizerunek państwa dbający o Nortę i jego mieszkańców... no, niektórych. Natomiast od wewnątrz są to bezwzględni Srebrni, którzy wykorzystają każdą okazję, żeby pogrążyć, czy nawet pozbawić życia, swojego potencjalnego wroga. Ich sekrety, kłamstwa, intrygi, spiski przeciwko sobie były doskonale przedstawione. Ta siła i władza, jaką posiadają wysoko postawieni Srebrni, tak samo. To duży atut „Czerwonej Królowej”, który nieco zmniejsza rażąco widoczne wady.

  Chciałabym na koniec pochwalić jeszcze oprawę wizualną książki. Mimo niewielu elementów znajdujących się na niej, jest przepiękna. Oddaje charakter i tajemniczość historii zawartej w dość opasłym tomie, co przyciąga wzrok oraz ciekawość odbiorcy.

  Szczerze, nie wiem, jak mogłabym podsumować recenzję. Do tej pory jestem wściekła po przeczytaniu lektury, ale mimo wielu minusów, znalazłam też ogromne dwa plusy (bo okładki jako tako nie liczę) na jej obronę. Po roku zwlekania i wątpliwości pokonałam drugi tom, a post o nim pojawi się wkrótce.

  Komu mogę polecić „Czerwoną Królową”? Na pewno nastolatkom, którzy nie doszukują się wad książki i nie są bardzo wymagającymi czytelnikami, a jedynie co, lubią przy czytaniu zagłębić się w lekturę reprezentującą dany gatunek. Jeżeli natomiast jesteś osobą preferującą ambitniejsze książki lub nie możesz się zdecydować, czy przeczytać tę czy jakąś inną dystopię, na Twoim miejscu odpuściłabym sobie na razie „Czerwoną Królową”. Nie ma tego wielkiego wow, którego się spodziewałam, nie znalazłam tego czegoś, na co tak czekałam podczas czytania powieści. Na księgarskiej półce oznaczonej „książki dla nastolatków” czy „fantastyka” znajdziecie mnóstwo lepszych pozycji od tej.  

  Oczywiście, jak już wcześniej wspominałam, książka została bardzo dobrze wypromowana, co wzbudziło również zainteresowanie celebrytów. Jedni z nich, Peter and Jacob, zainspirowani powieścią Victorii Aveyard, postanowili napisać i nagrać utwór pod tytułem "The Red Queen". Kupili mnie tym, naprawdę. Zakochałam się. Mogłabym słuchać ich wykonania godzinami, dlatego z przyjemnością udostępnię Wam teledysk do obejrzenia i piosenkę do przesłuchania. ♡

  alexaandra_claire






2 komentarze:

  1. Cóż, wiem, że wiele osób ma o tej książce negatywne zdanie, ale sama już nie wiem co mam o niej myśleć.
    Pozdrawiam,
    Tori Czyta

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje mi się,że przy tej pozycji trzeba samemu po nią sięgnąć i wyrobić sobie swoją opinię, nie sugerując się recenzjami. Jest też wiele zwolenników "Czerwonej Królowej", którzy chwalą tę książkę. Może akurat Tobie by się spodobała. ;)
    Również pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń