czwartek, 17 sierpnia 2017

[RECENZJA] "Rywalki" Kiera Cass

Mówi się, że książek nie powinniśmy wybierać ze względu na okładki. Jednak większość z nas przy wyborze nowej lektury, bardziej lub mniej, ale sugeruje się tym, jak się ona prezentuje. Dwa lata temu sięgając po tę serię, kierowałam się właśnie zachwytem, jaki wywołały we mnie wszystkie okładki serii oraz opisem, który w stu procentach podbił moje wtedy jeszcze na wpół dziecięce serce.


Tytuł: Rywalki, Elita, Jedyna
Autor: Kiera Cass
Cykl: Selekcja (tom 1,2,3)
Wydawnictwo: Jaguar
Tytuł oryginału: The Selection, The Elite, The One
Liczba stron: 336, 328, 336
Kategoria: literatura młodzieżowa


  Dla trzydziestu pięciu dziewcząt Eliminacje są szansą ich życia. To dzięki nim mają szansę uciec z ponurej rzeczywistości. Ze świata, w którym panują kastowe podziały, wprost do pałacu, w którym będą spełniane ich życzenia. Z miejsca, gdzie głód i choroby są na porządku dziennym, do krainy jedwabi i klejnotów. Celem Eliminacji jest wyłonienie żony dla czarującego i przystojnego księcia Maxona.
Każda dziewczyna marzy o tym, by zostać Wybraną. Każda poza Americą Singer.
  Dla Ameriki Eliminacje to koszmar. Oznacza konieczność rozstania z Aspenem – jej sekretną miłością i opuszczenie domu. A wszystko tylko po to, by wziąć udział w morderczym wyścigu o koronę, której wcale nie pragnie.
Jednak gdy spotyka Maxona, który naprawdę przypomina księcia z bajki, America zaczyna zadawać sobie pytanie, czy naprawdę chce za wszelką cenę opuścić pałac. Być może życie o jakim marzyła wcale nie jest lepsze niż to, którego nawet nie chciała sobie wyobrazić…


♡♡♡


  Seria “Rywalki” lub, jak kto woli, “Selekcja”, a raczej trylogia, o której dzisiaj zamierzam wspomnieć, jest typową serią młodzieżową. Nie mam pojęcia, dlaczego niektórzy zaliczają te książki do fantastyki, serio. Nie mają one nic wspólnego z jakąkolwiek cechą tego gatunku. Akcja toczy się w świecie, w którym my też żyjemy, tylko po dwóch kolejnych wojnach światowych i w państwie powstałym na terenach Ameryki Północnej.


  Styl autorki jest lekki, a fabuła nieskomplikowana, więc są to książki, które można bez wysiłku czytać po ciężkim dniu, chcąc się zrelaksować. Historia to typowy romans dla nastolatek, nadaje się zwłaszcza dla typowych romantyczek, do których, jak się niedawno okazało, także należę.


  Mnie osobiście cała trylogia bardzo wciągnęła, polubiłam większość bohaterów, chociaż nie raz miałam ochotę wykrzyczeć im w twarz, że ich decyzje są idiotyczne, zwłaszcza, jeśli chodziło o Americę. Książki przeczytałam naprawdę szybko, przyjemnie spędzając wolny czas.


  Głównym powodem mojej irytacji w trakcie czytania serii był Aspen i jego niepotrzebne mieszanie się w życie głównej bohaterki. Rozumiem, co autorka chciała osiągnąć, jednak nie do końca wyszło jej to tak, jak prawdopodobnie miało być. Ten wątek był tak naprawdę niepotrzebny, a gdyby się postarać, cała trylogia mogłaby stanowić jedną konkretną powieść, nawet mającą ponad 500-600 stron, jednak tak byłoby chyba lepiej… bardziej sensownie.


  Fabuła mogłaby być bardziej dopracowana, ponieważ pojawia się kilka elementów, które mi nie pasowały, jak na przykład opis biedy w domu głównej bohaterki. Wydaje mi się, że autorka kierowała się amerykańskimi standardami, a nie ukrywajmy, w Stanach naprawdę więcej zarabiają i z tego, co wywnioskowałam, ludzie za oceanem mają zupełnie inną definicję tego słowa, co my. Bo czy spotkaliście się kiedyś z kimś, lub słyszeliście historię kogoś, kto ledwo wiąże koniec z końcem, w zimie nie ma jak zapłacić za ogrzewanie ale jednak posiada w domu telewizor, pianino, skrzypce, gitarę, kilka sztalug i TYLKO jedną łazienkę? Rozumiem, rodzina Ami to artyści i większość tego, co wymieniłam, to jednak przedmioty, dzięki którym zarabiają, no ale błagam! Aż taka wyrozumiała nie jestem, chociaż skrycie naprawdę lubię tę trylogię.


  A jeśli chodzi o Maxona… Jestem pewna, że większość dziewczyn kiedyś, nie ważne, czy w wieku pięciu lat, czy znacznie później, ale marzyła o przystojnym, idealnym księciu. I Kiera właśnie takiego kogoś stworzyła. I ja naprawdę mogłabym próbować go nie lubić za to, że w niektórych kwestiach kompletnie sobie nie radził, a czasem zachowywał się, jakby nie miał kręgosłupa… ale naprawdę nie byłam w stanie. Kiedy już zagnieździł się w moim sercu, nie dało się go stamtąd przegonić. Myślę, że właśnie przy takich bohaterach jak on, można sprawdzić, czy jest się romantyczką.


  America jest nieco irytującą postacią, podejmującą masę beznadziejnych decyzji, za które płaci nie tylko ona, pewnymi zachowaniami przeczy sama sobie i swojemu charakterowi, jednak pomimo tego, w pewien sposób ją polubiłam. Jest jedną z tych postaci, z którymi było mi się bardzo łatwo zidentyfikować, co bardzo lubię, podczas czytania lektury.


  Zakończenie całej trylogii jest oczywiste, tak samo, jak różne wątki są przewidywalne, jednak kilka sytuacji mnie zaskoczyło, czasem pozytywnie, czasem miałam jednak wrażenie, że jakiś element został wepchnięty do fabuły jedynie dla wprowadzenia jakiejś akcji.

  Pomimo wszystko, mogę polecić tę serię nastolatkom, jednak nie wszystkim. Jeśli nie interesują cię słodkie historie miłosne, dylematy bohaterki, którego faceta wybrać, czy też typowe, niezbyt wyniosłe romanse dla dziewczyn, to prawdopodobnie nie jest książka dla Ciebie, jednak zawsze możesz spróbować. Jeśli natomiast lubicie lekki styl i proste historie miłosne, może trochę cukierkowe, to jest coś dla Was! 


  SeeTheShadows

1 komentarz:

  1. Czytałam tę serię rok temu i ona jest kurcze świetna <3 Jedna z moich ulubionych :D

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń